Odrętwiałam. Zdrętwiałam. Leżę na wznak po nos w śniegu. Czuję od czasu do czasu jak słońce drapie mnie w nozdrza. Czuję powiew wiatru.
To wszystko co czuję. Jedyne co czuję.
W sumie dobrze. Gdy odczuwa się tak mocno jak Misie, takie hibernacje są potrzebne, inaczej mogłoby się to źle skończyć. Mokra poduszka wlewa się do uszka... i wypłynie drugim.
Mam czas żeby swobodnie pooddychać, posłuchać świstu powietrza wędrującego w tę i z powrotem, zapomnieć o wszystkim co za i przede mną. Nie myśleć.
To nie obojętność czy rezygnacja tylko odpoczynek po ciężkiej walce ze strachem i niepewnością.
Muszę nauczyć się cierpliwości. Tu nie ma drogi na skróty. Nie da się iść szybciej niż pozwolą na to ruchy łap. Pędzę w swojej głowie, ale nie przybliży mnie do celu, a jedynie zmąci mój spokój.
Powoli Misiu. Wszystko w swoim czasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz