piątek, 4 marca 2011

Dernier Amour

Noc polarna powoli się kończy. Co raz jaśnej, co raz milej. Od 5 miesięcy błąkam się w ciemnościach, gubię co chwilę drogę do domu. Czasami jest tak ciemno, że gubię samą siebie i mam ochotę biec byle gdzie, ale kiedy opuszczam lewą łapę znowu przeszywa mnie ten chłód i jest jeszcze gorzej. Więc często staję w bezruchu i rozmawiam z Niedźwiedziem Polarnym, tym jedynym na Biegunie. Czasami wolę to niż towarzystwo Wilka czy jakiekolwiek zabawy. Nawet praca nad Stanowiskiem Obserwacyjnym jakoś mnie nie cieszy...
Chciałabym już wyjść z tej ciemności, wystawić nagi skrawek skóry na słońce i poczuć się bezpiecznie. Widzieć horyzont i nie bać się każdego kroku w obawie przed oddaleniem się od celu. Często kiedy zdaje mi się, że już wiem gdzie jestem i w którą stronę mam iść, spoglądam z radości na to piękne, kosmicznie granatowe niebo, pełne jasnych punkcików mrugających do mnie. Wciąż jeszcze zdarza mi się wypatrywać Gwiazdy Polarnej. Przypominam sobie jak ślepo zapatrzona podążałam za jej blaskiem, który choć jak się okazało nie był skierowany tylko do mnie, zaprowadził mnie do tego zagubionego, skulonego i przyprószonego śniegiem Zielonego Gościa z Szarfą. Byłam szczęśliwa, że mogę się kimś zaopiekować. Pingwiny, Foki, Lemingi, Wilk i cała reszta... wszyscy są tacy niezależni. Poczułam się potrzebna...
Wszystko to przypominam mi się gdy spoglądam w niebo, a wtedy znowu zapominam gdzie jestem. I tak w kółko. Nikt mnie nie szuka. Głupie przeświadczenie, że skoro jestem dużym Niedźwiedziem, najsilniejszym zwierzakiem na tym naszym wielkim kawałku mroźnego styropianu to nic mi się nie stanie. A jak się poślizgnę? A jak znowu spotkam jakiegoś zabłąkanego, zmarzniętego... Albo jak wróci Zielony Gość, tak na chwilę? Bo zapomniał szarfy, a..a...albo przypomniał sobie, że się nie pożegnał? Jestem dobrym Misiem. Nie umiem się gniewać. Gdyby poprosił, oddałabym mu nawet ostatni rządek czekolady. Choć wiedziałabym, że przyszedł wyrwać mi kolejny pęczek futra, bez oporów objęłabym go moimi puchatymi łapami, położyła się na grzbiecie i kołysała, mając nadzieję, że będzie mu ze mną tak dobrze, że postanowi zostać. Tyle, że on dawno wrócił do swojego świata. Biegun nie jest już dla niego miejscem gdzie pewien duży biały Miś oddał mu całe swoje ciepło. Teraz to wietrzne, mroźne miejsce, na które nie warto się zapuszczać. Mam dużo futra, ale by spełniało swoje zadanie, musi być kompletne. Nie przeżyłabym utraty kolejnych fragmentów. Bo jak tu robić cokolwiek mając tylko dwie wolne łapy i do tego tylne?
Chciałabym położyć się i zasnąć, ale gdy tylko zamykam oczy widzę niebo, Gwiazdę Polarną i Zielonego Gościa. I znowu mam dreszcze bo próbuję dotknąć go prawą łapą, odsłaniając lewą, łysą pierś.
Zgubiłam się i muszę czekać.

Czasami mam ochotę stąd uciec. Myślę sobie, że mogłaby zbierać grzyby, mogłabym hasać po zielonej trawie. Myślę, że to lepsze niż ta nudna biel, która mnie otacza, że w kolorach byłoby mi lepiej. Że gdziekolwiek bym za nim nie poszła, byłoby mi lepiej. Jestem zazdrosna o trawę, po której stąpa, grzyby po które sięga, drzewa, z którymi wymienia oddechy.
Zgubiłam się i jak zawsze gdy w końcu trafię do domu, zaprzeczę. No jak to, taki wielki, silny Miś i się zgubił? Wciąż myślą, że prawą łapę przez przypadek przykleiłam sobie do futra super glue podczas budowania Stanowiska Obserwacyjnego z patyczków po lodach.
Chcę do domu. Chcę słońca. Chcę zasnąć.
O Auroro... przynieś jutro lepszy dzień...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz