poniedziałek, 28 marca 2011

Miś Etam.

Jest już jasno, dzień polarny jak się widzi. Teraz to nie czerń a bieeeel mnie ogarnia. Słońce odbija od świeżego śniegu, a ja potykam się o własne nogi. Do tego stopnia, że wyrżnęłam... oj wyrżnęłam ja. Śpiewająco. Do tego pech trzyma się mnie nieustannie i chciał by w miejscu gdzie mój lewy policzek(?) spotkał się z podłożem, zaskoczył mnie goły lód. Na arktycznej pustyni pełnej pokładów pysznego, puszystego, świeżo napadanego śniegu, trafiłam akurat na... Eh. Nie chcę o tym mówić. Nieprzyjemne doświadczenie. W każdym razie, teraz marznę nie tylko w tę pustkę na lewej piersi (wciąż nie odrósł mi nawet minimetr sierści!), ale i lewą kość policzkową. Pełna synchronizacja. Jakoś zawsze wolałam lewo niż prawo. Hmm... Jeśli to jakaś próba wiary Auroro - nic z tego! W zasadzie nie jest aż tak źle, ale sam fakt... Mam nadzieje, że nikt tego nie widział.
Tak poza tym idzie kolejna burza - eeeeee tam.
Oczy mi łzawią od słońca - eeeeee tam.
MIŚ EEEEEE TAM.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz